Wspomnienia pochodzą z książki wydanej z okazji 60-lecia Wydziału Elektroniki w roku 2011.
Był 1950 rok kiedy ukończyłem 4 lata studiów na Wydziale Elektrycznym Politechniki Gdańskiej, specjalność- Radiotechnika. Od roku byłem młodszym asystentem w katedrze radiotechniki u prof. Szulkina. Niespodziewanie w listopadzie tego roku zostałem powołany do służby wojskowej, z resztą bez mojej chęci, bez możliwości odwołania się od tej decyzji. Po jednomiesięcznym pobycie na kursie przeszkolenia inżynierów w szkole oficerskiej w Zegrzu, zostałem skierowany w styczniu 1950 r do Grupy Organizacyjnej Wojskowej Akademii Technicznej, kierowanej przez generała Grabczyńskiego. Od lutego 1951 r. już jako porucznik i kierownik laboratorium w katedrze łączności radiowej zacząłem pracę nauczyciela akademickiego, którą pełnię do chwili obecnej, jako profesor na etacie profesora zwyczajnego Wojskowej Akademii Technicznej. Te 60 lat czynnego nauczyciela akademickiego minęło bardzo szybko. Stawiam sobie nie raz pytanie, czy tego chciałem? Kończąc Politechnikę Gdańską nie wiedziałem, że losy skierują mnie do wojska. O pracy na uczelni już myślałem, zaczynając ją jako młodszy asystent, czy jednak w wojsku? Po ubraniu munduru los był dla mnie łaskawy. Mogłem trafić do różnych jednostek wojskowych, a tak przyjechał do Zegrza płk. Korszunow, w grudniu 1950 r. i zaproponował mi przydział do organizującej się Wojskowej Akademii Technicznej. Był to oficer radziecki, frontowiec, miał wykształcenie wyższe (Akademia Łączności w ówczesnym Leningradzie), a w WAT był szefem katedry Łączności Radiowej. Wykładał później przedmiot Odbiorniki Radiowe, a ja prowadziłem ćwiczenia już jako porucznik. Szefami katedr i fakultetów (odpowiedniki wydziałów) do roku 1956 byli oficerowie radzieccy. W zasadzie WAT w tym okresie przypominał w sposobie kierowania nim więcej szkołę oficerską, a nie uczelnię akademicką. Jednak czuliśmy my, młodzi oficerowie, absolwenci Politechnik, przymusowo powołani do wojska i skierowani do pracy w WAT (byli tacy też i na innych wydziałach i oprócz mnie na naszym), że winien on stać się szkołą wyższą typu politechnicznego, jak inne techniczne uczelnie cywilne . Do tego, żeby tak było pomocni byli profesorowie politechnik (głównie warszawskiej), którzy prowadzili zajęcia w WAT i konsultowali nas, młodych, w pracach naukowych, będąc również niejednokrotnie promotorami naszych doktoratów (moim był prof. Stanisław Ryżko).
Co pamiętam, jeszcze charakterystycznego z tego początkowego okresu do 1956 r., to co dawało nam młodym zadowolenie i to czemu byliśmy przeciwni. Zadowolenie to praca ze studentami, pozytywne wyniki tych prac. Z drugiej strony dość ostry rygor wojskowy stosowany przez naszych przełożonych radzieckich, do którego nie byliśmy przyzwyczajeni. Np. z egzaminu dałeś trochę dwójek, to przyjdziesz w niedzielę i będziesz dawał konsultacje. Na każdy wykład, trzeba było pisać konspekt i na wstępie obowiązkowo wymienić uczonych radzieckich, względnie rosyjskich, którzy mieli rzekomo pierwszeństwo w wynikach badań i różnych opracowań, z przedstawionego na wykładzie materiału. Również zajęcia były prowadzone nie raz w języku mieszanym, „rosyjsko- polskim” (np. z odbiorników radiowych) i ja prowadząc ćwiczenia musiałem na początku powtarzać wykład, który był uprzednio nie zrozumiały przez studentów. Mój szef zamykał się ze mną w gabinecie i tłumaczyłem mu wzory matematyczne z mojego przedmiotu. Napisałem skrypt z przedmiotu odbiorniki radiowe (3 części), ale nie ja figurowałem jako autor po jego wydaniu. Po 1956 r. w WAT dużo się zmieniło, oficerowie radzieccy zostali odwołani, szefami katedr i komendantami wydziałów zostali oficerowie polscy, w dużej części już ze stopniami naukowymi. Zaczęły się intensyfikować prace naukowe, tak potrzebne dla podnoszenia kwalifikacji nauczycieli akademickich. Dużym przełomem w tej intensyfikacji była możliwość prowadzenia prac zleconych, zwłaszcza gdy komendantem (rektorem) WAT został gen prof. Sylwester Kaliski. To była nowa era w WAT, w której osiągnięcia naukowe naszej uczelni umieściły ją w czołówce krajowych uczelni technicznych i znane były za granicą. Na Wydziale Elektroniki, moim macierzystym wydziale, powstał z mojej inicjatywy Instytut Systemów Telekomunikacji. Zostałem jego szefem. Uważam to za najwyższe osiągnięcie w mojej działalności dydaktycznej i naukowej.
Zdjęcie
kpt. mgr inż. W. Oszywa w trakcie „aspirantury” przed złożeniem pracy doktorskiej, lata 50-te
Prowadząc prace zlecone mieliśmy w Instytucie różne kontakty z uczelniami krajowymi i innymi instytucjami technicznymi, krajowym przemysłem elektronicznym, szerokie kontakty zagraniczne (niestety wtedy tylko z krajami układu warszawskiego). Kadra instytutu podnosiła znacznie swoje kwalifikacje. Powstawały doktoraty. Nabyte umiejętności prowadzenia prac naukowych i na wysokim poziomie dydaktyki, zaowocowały w późniejszych latach zdobywaniem następnych stopni naukowych – habilitacji i osiąganiem tytułów naukowych profesora. Tytuł profesora otrzymałem w 1975 roku. Obecnie instytut ten, noszący nazwę Instytutu Telekomunikacji prowadzi szereg prac naukowych samodzielnie lub w kooperacji z silnymi ośrodkami krajowymi i zagranicznymi.
Zdjęcie
Po odprawie w Sztabie Generalnym Wojska Polskiego – lata 80-te. Na zdjęciu trzech absolwentów WAT: płk W. Oszywa – Szef IST; gen. M. Pasternak – Zastępca Szefa Sztabu Generalnego; płk W. Wojciechowski – późniejszy Szef Wojsk Łączności Sztabu Generalnego Wojska Polskiego (pierwszy z prawej, górny rząd)
Dyrektorami tego instytutu byli (i obecnie też jest) nauczyciele akademiccy ze stopniami i tytułami naukowymi, którzy swoje początki pracy tuż po studiach WAT zaczynali w Instytucie Systemów Telekomunikacji. Nie tylko jako dyrektorzy instytutu, również piastowali wysokie stanowiska naukowe i dydaktyczne w Wojskowej Akademii Technicznej. W 1984 zaproponowano mi stanowisko Komendanta Wojskowego Instytutu Łączności w Zegrzu, które piastowałem do roku 1991. Nie straciłem jednak łączności z uczelnią. Prowadziłem wykłady z przedmiotu Teoria Łączności, jako „wolontariusz”. Nie mogłem sobie wyobrazić braku kontaktu ze studentami, będąc nauczycielem akademickim. To przecież była moja uczelnia, w której zdobywałem szlify profesorskie, również sądzę, że i ja przyczyniłem się w pewnym zakresie do jej powstania i osiągnięcia odpowiedniego poziomu naukowego i dydaktycznego w swojej specjalności. Po 1991 roku wróciłem do WAT po przejściu na emeryturę wojskową (miałem stopień płk) na etat profesora zwyczajnego. Obserwuję dalsze podniesienie poziomu uczelni, a w szczególności mojego macierzystego Instytutu. Jestem dumny z tego, że pracuję w Wojskowej Akademii Technicznej i że mogę się nazwać „watowcem”. Dobrze, że moje starania w 1950 r. o „wymiganie” się z wojska nie odniosły skutku. Jeżeli by się tak stało, to może nie miałbym wtedy tak dużej satysfakcji ze swojej 60-letniej pracy, jaką mam teraz.
Zdjęcie
Konferencja „Optymalizacja systemów” 1976. W towarzystwie Komendy WAT
Wojciech Oszywa