Przyjęcie zaproszenia Dziekana Wydziału Elektroniki prof. Ryszarda Szpleta do napisania wspomnień związanych z 70-leciem Wojskowej Akademii Technicznej i jednocześnie 70-leciem Wydziału Elektroniki skłoniło mnie do refleksji, że faktycznie spędziłem w naszej Alma Mater całe dorosłe życie. Moja przygoda z elektroniką rozpoczęła się już w dzieciństwie, gdy z uwielbieniem patrzyłem na mojego Tatę, który z lutownicą w ręku przywracał do życia radioodbiorniki, magnetofony czy czarno-biały odbiornik telewizyjny „Klejnot”. Miałem to wielkie szczęście, że moim nauczycielem fizyki w szkole podstawowej był właśnie mój Ojciec, i że była to fizyka z prawdziwego zdarzenia, taka o której się marzy – z eksperymentami mechanicznymi, elektrycznymi, optycznymi, skończywszy na modułowym odbiorniku AM, który uruchamialiśmy na kolejnych lekcjach. Fascynacja i gruntowne przygotowanie sprawiły, że wybór szkoły średniej nie pozostawiał wątpliwości – kultowe w moim regionie Technikum Radiotechniczne w Dzierżoniowie przy Zakładach Radiowych Unitra-Diora, pierwszej polskiej fabryce produkującej odbiorniki radiowe i wieże stereo klasy Hi-Fi. Kończąc w 1985 r. specjalność monter aparatury radiowej i telewizyjnej zastanawiałem się, co dalej? Pociągała mnie inżynieria dźwięku, a w szczególności systemy nagłośnieniowe. Pamiętam, jak z kuzynem, staliśmy w całonocnych kolejkach „na zapisy”, aby kupić wieżę stereo czy olbrzymie kolumny głośnikowe – oczywiście produkcji polskiej, zagraniczne były bez kolejki, ale tylko w Pewexie i za dolary – czyli dla nas nieosiągalne. W tym czasie pojawiła się jednak na rynku całkowita nowość – płyta CD i cyfrowy zapis dźwięku o niespotykanej dotąd jakości, odczytywany laserem. To ukierunkowało moje zainteresowanie na kiełkującą wówczas u nas technikę komputerową. Co prawda komputer Commodore 64 był dla mnie absolutnie niedostępny (wtedy 5 dolarów amerykańskich było kwotą budzącą u nas najwyższy szacunek, a ta maszynka podłączana do TV kosztowała około 600 dolarów), ale zawsze można było się czegoś dowiedzieć o systemach cyfrowych, algorytmach i programowaniu z Radioelektronika czy Młodego Technika. To wszystko sprawiło, że zamiast inżynierii dźwięku na Politechnice Wrocławskiej podjąłem decyzję – a była to decyzja impulsowa – o studiach na Wydziale Elektroniki Wojskowej Akademii Technicznej. Uczelni o unikatowych osiągnięciach naukowych w dziedzinie laserów, maszyn matematycznych – tak się wówczas mówiło o komputerach – i techniki radiolokacyjnej i łącznościowej. Ten impuls zaważył na całym moim dalszym życiu i do dziś związał mnie z WAT. Pisząc te słowa na 70-lecie Akademii uświadomiłem sobie, że jestem z nią przez połowę jej życia – czy to mało, czy dużo, nie mnie oceniać…

Fot. 1. Pierwszy raz w mundurze, 1985 r.

Zaczęło się od komisji lekarskiej, a potem już kurs przygotowawczy z zakwaterowaniem w namiotach na dzisiejszym placu apelowym. Dwa tygodnie powtarzaliśmy matematykę i fizykę, aby następnie przystąpić do egzaminów wstępnych. Egzamin ze sprawności fizycznej był rygorystyczny, wielu odpadło z powodu biegu na 3 km czy testów siłowych na drążku. Kluczowe były jednak matematyka i fizyka. Po zdaniu egzaminów zaproponowano mi studiowanie na kierunku Fizyka Techniczna. Była to propozycja bardzo pociągająca – studia trwały 6 lat, a promocja na pierwszy stopień oficerski, podobnie jak na wszystkich pozostałych wydziałach, była już po 4 latach – wybrałem jednak elektronikę i trafiłem na Wydział Elektroniki. Nie udało mi się jednak studiować wymarzonej optoelektroniki – akurat w tym roku nie było na tę specjalność naborów. Pomyślałem, że właściwie na początku wszyscy „jedziemy” wspólnym programem i dopiero po dwóch latach (i wykruszeniu się około połowy podchorążych), następuje podział na specjalności. Zacząłem od łączności, ale dzięki koledze o dużej sile przekonywania, trafiłem ostatecznie na radiotechniczne urządzenia pokładowe samolotów i śmigłowców, czyli do Instytutu Radiolokacji (dzisiejszy Instytut Radioelektroniki). Instytutu pełnego pasjonatów oddanych badaniom naukowym, wdrożeniom i dydaktyce, ludzi którzy nauczyli mnie solidnej i rzetelnej pracy. Kadrę naukowo-dydaktyczną miałem okazję poznać lepiej dzięki podjęciu studiów indywidualnych. Ten tryb kształcenia dał mi możliwość rozwoju ponad – i tak bardzo wysoki – poziom reprezentowany przez absolwentów Wydziału Elektroniki. Elektronikę zaczynało około 120-tu podchorążych, a ukończyło pięćdziesięciu kilku. Podczas studiów w trybie indywidualnym zajmowałem się techniką detekcyjną w podczerwieni i paśmie widzialnym, a efektem tej działalności był cykl referatów prezentowanych na konferencjach studentów i młodych pracowników nauki w Warszawie, Zielonej Górze i Poznaniu, podczas których miałem przyjemność przedstawiać autorską analizę, program i wyniki opisujące fotodiodę kwadrantową.

Fot. 2. Pierwsza zbiórka pierwszego plutonu 9 kpchor., 1985 r.

Opisując okres studiów nie sposób pominąć kolorytu wojskowego życia studenckiego. Pobudki o godz. 6 i poranne zaprawy fizyczne, niezależne od pogody i pory roku. OSF bez żadnych ulg czy 10-kilometrowy bieg z pełnym oporządzeniem i strzelaniem na koniec. Cisza nocna o 22. Posiłki w „karaluchu” – nasze apetyty były nieograniczone, uzupełnialiśmy je roladami, ciastami i pączkami. Pierwsza przepustka stała – 2-dniowa – po roku studiów. Wałówka przysyłana z domu była rozszarpywana na pniu. Przez całe pierwsze dwa lata studiów nie mieliśmy (oficjalnie) ubrań cywilnych, ale wyjścia na lewizny zdarzały się dość często – w ich realizacji byliśmy mistrzami. Ach, a te wyprawy po piwo: od hali Człuchowskiej przez Kopińską do Mirowskiej i bywało często, że wracaliśmy z niczym, co było niebezpieczne, bo mogło skończyć się linczem – na przyjazd 3-osobowego zespołu czekała co najmniej drużyna spragnionych. Kary za złamanie regulaminu były dolegliwe, ale nie zapomnę jak dowódca mówił, że kara nie jest za złamanie regulaminu, tylko „że dałeś się złapać…” (proszę wybaczyć, ale epitetu nie wypada tu przytaczać). Służb było bez liku: podoficera dyżurnego kompanii, pomocnika podoficera dyżurnego kompanii, pomocnika oficera dyżurnego wydziału, służba patrolowa, służba wartownicza, służba na stołówce, dowódca warty, pomocnik dowódcy warty, a na piątym roku oficer dyżurny wydziału i pomocnik oficera dyżurnego WAT. Kilka razy w miesiącu jakaś służba zawsze wypadała… No, a przecież musieliśmy jeszcze odwiedzać dziewczyny, więc jak udało się załatwić „stałkę”, to weekendowe noce przesypialiśmy w pociągach. Tak hartowały się nasze charaktery.

Fot. 3. „Stare wojsko”, 1986 r.
Fot. 4. Na OSF nikt się nie przejmował, że można złamać rękę…, 1986 r.
Fot. 5. Były „robaczki”, był i sprzęt…, 1986 r.

Pod koniec piątego roku studiów zaproponowano mi pracę na Wydziale Elektroniki WAT w charakterze pracownika naukowego i nauczyciela akademickiego, Był to dla mnie niebywały zaszczyt, i propozycję bez wahania przyjąłem. Po ukończeniu studiów miałem jeszcze przyjemność przeżyć przygodę, którą nazywano roczną praktyką dowódczą. Odbywałem ją w 8 Pułku Lotnictwa Myśliwsko-Bombowego w Mirosławcu, gdzie po miesięcznym stażu na stanowisku zastępcy dowódcy klucza w eskadrze lotniczej, objąłem etat inżyniera w eskadrze technicznej, w kluczu systemu nawigacyjno-celowniczego samolotu Su-22. Praktyka poprzedzona była 3-miesięcznym kursem w Centralnym Ośrodku Szkolenia Specjalistów Technicznych Wojsk Lotniczych w Oleśnicy. To był dla mnie piękny czas zdobywania umiejętności praktycznych przy obsłudze samolotów, ale i odpoczynku po studiach, czas nabierania energii przed nadchodzącą pracą badawczo-dydaktyczną na Wydziale Elektroniki.

Fot. 6. Promocja oficerska, 1989 r. Promuje Komendant WAT gen. Edward Włodarczyk.

Do Wojskowej Akademii Technicznej powróciłem 1 września 1991 r. i, objąwszy stanowisko inżyniera w Instytucie Układów Elektronicznych Wydziału Elektroniki, rozpocząłem prace inżynierskie w zakresie wzmacniaczy mikrofalowych i prace przygotowawcze do prowadzenia zajęć laboratoryjnych z Liniowych układów elektronicznych. Dwa lata później objąłem stanowisko asystenta w zespole pracowników naukowo-dydaktycznych związanych z przedmiotem Układy analogowe. W tym też czasie podjąłem decyzję o doktoryzowaniu się w obszarze termografii mikrofalowej. Prawdę mówiąc nie miałem innej opcji, bo usłyszałem „poruczniku, zajmiecie się termografią mikrofalową” i jedyna poprawna odpowiedź, której zresztą udzieliłem, brzmiała „Tak jest Panie Pułkowniku”. Był to okres wzmożonej pracy i wysiłku, gdyż wymagane badania i analizy prowadziłem równocześnie z działalnością dydaktyczną niezwiązaną z techniką mikrofalową (w tamtym czasie nie było studiów trzeciego stopnia – nad doktoratem pracowało się praktycznie po pracy). Po 8 latach zgłębiania tematu, w 2001 r. uzyskałem stopień doktora nauk technicznych i w 2002 r. objąłem długo wyczekiwane stanowisko adiunkta w grupie pracowników naukowo-dydaktycznych. Niestety już rok później – w 2003 r. – na skutek reformy wyższego szkolnictwa wojskowego (WAT miał podzielić losy zlikwidowanej Wojskowej Akademii Medycznej w Łodzi) – razem z wieloma kolegami w mundurach przeszedłem w stopniu majora do rezerwy. Pracę w charakterze cywilnego nauczyciela akademickiego kontynuowałem na stanowisku adiunkta naukowo-dydaktycznego. Zainteresowanie zastosowaniem techniki w medycynie stało się powszechne i pożądane, było też zbieżne z nabytymi przeze mnie umiejętnościami i wiedzą. Na tej bazie nawiązałem współpracę z lekarzami z Wojskowego Instytutu Medycznego, która zaowocowała napisaniem habilitacji i 10 lat po doktoracie, w 2011 r. zostałem awansowany na stanowisko profesora nadzwyczajnego, a w 2017 r. nominowany do tytułu profesora.

Fot. 7. Pożegnanie z mundurem, 2003 r.
Od lewej stoją: mjr Jacek Paś, płk Adam Rutkowski, mjr Andrzej Dobrowolski, mjr Waldemar Susek, kpt. Piotr Komur.

Moją działalność naukowo-badawczą dzielę na dwa zasadnicze etapy. W pierwszym, trwającym od 1993 r. do 2002 r., zajmowałem się wspomnianą termografią mikrofalową dla potrzeb medycyny i pod promotorstwem Szefa Instytutu płk. prof. dr. hab. inż. Bronisława Steca uzyskałem stopień doktora nauk technicznych w dyscyplinie Telekomunikacja ze specjalnością Technika mikrofalowa. W kolejnym, trwającym do dziś etapie, prowadzę badania w zakresie cyfrowego przetwarzania sygnałów, w szczególności biomedycznych i biometrycznych. W tym obszarze w grudniu 2010 r. uzyskałem stopień doktora habilitowanego w dyscyplinie Elektronika ze specjalnością Cyfrowe przetwarzanie sygnałów biomedycznych oraz w lutym 2017 r. tytuł profesora nauk technicznych. Nie omijały mnie również wyzwania o charakterze organizacyjnym: w kadencji 2012-2016 pełniłem na Wydziale Elektroniki WAT funkcje prodziekana ds. naukowych oraz kierownika Studiów doktoranckich, w kolejnej kadencji 2016-2020 funkcję dziekana Wydziału Elektroniki WAT, a w bieżącej kadencji pełnię funkcję prorektora ds. naukowych WAT.

Fot. 8. Pożegnanie z Instytutem przed objęciem funkcji prodziekana WEL ds. naukowych, 2012 r.
Od lewej: dr inż. Joanna Ćwirko, dr hab. inż. Andrzej Dobrowolski, prof. dr hab. inż. Bronisław Stec, dr inż. Adam Słowik, dr inż. Czesław Rećko, dr inż. Adam Rutkowski, dr inż. Mirosław Czyżewski i dr hab. inż. Henryk Gruchała.



Fot. 9. Uczestnicy wydziałowej konferencji studenckiej SECON 2014

Moim największym szczęściem było poznanie w WAT wspaniałych ludzi. Nie sposób ich tu wszystkich wymienić, ale niektórych po prostu nie może zabraknąć. Dr Wojciech Kocańda, mój opiekun naukowy z czasu studiów indywidualnych nauczył mnie organizacji pracy naukowej, prof. Stanisław Konatowski bezinteresownej pomocy, ś.p. prof. Józef Boksa – doskonały nauczyciel akademicki i bardzo wymagający szef – nauczył mnie solidności dydaktycznej, a prof. Bronisław Stec – promotor mojego przewodu doktorskiego – dał mi wzór rzetelnego naukowca. Nie mógłbym nie wspomnieć o dr. Zdzisławie Chudym, który przyjął mnie w zespole dydaktycznym z wielką serdecznością, którą pielęgnujemy do dziś, choć nie mamy już zdrowia do takich spotkań jak przed laty…

Fot. 10. Z koleżanką i kolegami z Zakładu Eksploatacji Systemów Elektronicznych, 2015 r.

Po doktoracie, kiedy wystąpiły pewne przesilenia między członkami zespołu międzyinstytutowego, w którym realizowałem badania, postanowiłem wykazać samodzielność naukową w zupełnie nowym obszarze, tj. w obszarze cyfrowego przetwarzania sygnałów biomedycznych. Wielką wdzięczność odczuwam do ówczesnego dyrektora Instytutu Systemów Elektronicznych prof. Tadeusza Dąbrowskiego, który stworzył mi komfortowe warunki do pracy naukowej i tym samym przyczynił się do nadania mi z wyróżnieniem stopnia doktora habilitowanego. Najpewniej nie byłbym zaproszony do napisania tego tekstu, gdyby nie prof. Marian Wnuk, który najpierw powołał mnie do pełnienia funkcji prodziekana ds. naukowych, a po czterech latach przekonał mnie do startu w wyborach na dziekana – mnie samemu takie pomysły nigdy nie przychodziły do głowy. Decyzję pozytywną podjąłem wiedząc jak zgrany i profesjonalny jest cały zespół dziekański, co gwarantowało w moim odczuciu umiarkowany sukces w razie wyboru mnie na dziekana. Nie zawiodłem się i z wielką sympatią wspominam tę trudną ale i piękną kadencję. Szczególne wyrazy wdzięczności należą się kierownikowi administracyjnemu mgr. Andrzejowi Wiśniewskiemu, który upilnował mnie w zakresie wydatków i pomógł przekazać Wydział prof. Ryszardowi Szpletowi w bardzo dobrej kondycji.

Fot. 11. Inauguracja roku akademickiego 2016/2017

Kim byłby nauczyciel akademicki bez dyplomantów i doktorantów? Miałem niebywałe szczęście do dyplomantów, którzy stali się później moimi doktorantami i w większości są już doktorami. Ci wspaniali młodzi ludzie, z którymi utrzymuję zażyłe stosunki są solą tej ziemi i moją najprawdziwszą radością. Wszyscy rozwijają się naukowo, choć nie wszyscy pozostali na WAT, nad czym wciąż ubolewam. Ponieważ są moimi przyjaciółmi, pozwolę sobie wymienić ich wszystkich wg kolejności osiągania stopni naukowych, są to: dr Ewelina Majda-Zdancewicz, dr Michał Suchocki, dr Bartłomiej Wójtowicz, dr Kamil Kamiński, dr Wojciech Lejkowski, dr Krzysztof Sieczkowski oraz dr Paweł Stasiakiewicz.

Fot. 12. Nominacja profesorska, 2017 r.

Charakter człowieka hartują przeciwności losu, tak jak ogień i woda hartują stal. Na moje szczęście miałem trudne chwile, gdy wydawało mi się, że wszystko idzie nie tak. Ostatecznie jednak wyszło mi to na dobre. Po pierwsze – idąc tropem technologii CD – chciałem studiować optoelektronikę, tymczasem dla mojego rocznika specjalność ta była niedostępna, po drugie chciałem trafić do zakładu techniki cyfrowej, a trafiłem do zakładu techniki analogowej, po trzecie musiałem realizować zadania dydaktyczne w obszarze układów analogowych, ale doktorat musiałem robić z techniki mikrofalowej. Te przeciwności losu spowodowały jednak mój rozwój naukowy w szerokim horyzoncie, dzięki czemu – specjalizując się ostatecznie w cyfrowym przetwarzaniu sygnałów – mogę zawodowo robić to, co mnie najbardziej pasjonuje.

Fot. 13. Komenda Wydziału Elektroniki, 2018 r.
Od lewej: płk dr inż. Adam Słowik, płk dr hab. inż. Zbigniew Piotrowski, dr hab. inż. Piotr Kaniewski, dr hab. inż. Dariusz Laskowski, dr hab. inż. Mateusz Pasternak, prof. dr hab. inż. Andrzej Dobrowolski, dr hab. inż. Zbigniew Watral, mgr inż. Andrzej Wiśniewski, ppłk dr inż. Jarosław Bugaj, mgr inż. Zdzisław Bogacz i dr inż. Leszek Nowosielski.

Fot. 14. Wyznaczenie do pełnienia funkcji prorektora WAT ds. naukowych, 2020 r.
Nominację wręcza JM Rektor-Komendant WAT płk prof. dr hab. inż. Przemysław Wachulak

Andrzej Dobrowolski